Relacja z rejsu wokół Hiszpanii i Portugali na s/y Roztocze

Moi Drodzy! Zadam Wam pytanie: Czy wiecie, co to znaczy oczekiwać z utęsknieniem na urlop…??? Odpowiecie: Oczywiście! Przecież czekamy co roku na lato, na wakacje, no i właśnie na urlop! Lecz wszyscy wiemy, że lato nadejdzie, jak dzień przychodzi po nocy, jak cisza nastaje po burzy… Wakacje pojawią się w kalendarzu, a sale wykładowe zaświecą pustkami. W sumie i tak zwykle świecą pustkami, ale w wakacje już się zupełnie wyludniają. A urlop? On już nie jest tak nieuchronny! Pracodawca w osobie „uwielbianego” kierownika lub dyrektora zawsze może oświadczyć: Pójdziesz na urlop w późniejszym terminie, nie wyrabiamy z projektami! Albo: Możesz iść na urlop na tydzień, wystarczy Ci… Są też tacy, którzy będąc na wolnym „wpadają od niechcenia” do pracy. Przecież robota sama się nie zrobi i nie można jej zaniedbywać! Z kolei Studenci najwyżej „przeniosą” kilka egzaminów na wrzesień, ewentualnie zrobią staż, praktyki, a co obrotniejsi „odetchną” powietrzem Norwegii lub zawsze słonecznych Wysp Brytyjskich, aby podczas roku akademickiego dorzucić co nieco do skromnego stypendium… Co innego My… Wapniacy po studiach… Starzy – po 25 roku życia. Pracujący ciężko na utrzymanie siebie i rodzin. My, którzy tyramy dniem i nocą, siedem dni w tygodniu, aby wyżywić siebie i nasze głodujące rodziny (ja akurat jestem kawalerem i w piątki pracuję do 13.00 😛 ). MY! Czekamy z utęsknieniem na nadejście tych upragnionych dni zaplanowanych w planie urlopów naszych pracodawców! Tych dni, kiedy możemy wyłączyć służbowe komórki i nie logować się na służbowego maila (Phi! Żart! I tak nikt się nie odważy!), kiedy możemy wyciągnąć z czeluści szaf plażowe parawany i popędzić w pociągach PKP na odludne plaże ciepłego Bałtyku! I tak też było z załogą Roztocza… No dobra! Połową załogi Roztocza, bo reszta to byli studenci lub młodzież 😛 Załoga ta licząc upływające dni w kalendarzu, dobrnęła w końcu do dnia 22.07.2016 roku, kiedy to tłumnie stawiła się na osławionym lotnisku, równie osławionego Fryderyka Chopina i rozpoczęła urlop, wakacje… Ba! Ośmielę się użyć stwierdzenia PODRÓŻ ŻYCIA! W tym roku zrezygnowaliśmy z Bałtyku! Taaa… Zaczęło się oczywiście od alarmu bombowego na Okęciu i od razu się trochę pomieszało…

Czy ktoś zna pojęcie TURBOCOLI? Zasłyszałem to dziwne połączenie słów jeszcze na lotnisku. Wieść gminna niesie, iż jest to połączenie popularnego słodzonego napoju gazowanego z bliżej nieokreślonym wysokoprocentowym trunkiem. Oczywiście nieznane są mi również proporcje połączenia tego zacnego specyfiku. Swoją drogą kiedyś chyba spróbuję. Załoga Roztocza jednakże zmuszona była spożywać sam, skądinąd niesmaczny, słodzony napój gazowany 😉 Lecz nie ważne. Pierwsze wpadki zdarzyły się jeszcze na bramkach bezpieczeństwa na lotnisku. Załoganci Roztocza zupełnie przypadkiem próbowali przemycić na pokład samolotu przedmioty niebezpieczne. W plecakach znalazły się korkociąg do wina i … Śrubokręt. Na szczęście ekipa porządkowa była wyrozumiała i skończyło się na perlistym śmiechu, a my będący w wyśmienitym humorze dzięki „zacnej” coli, nie zostaliśmy uznani za terrorystów. Lot do Portugali w „busosamolocie” tanich linii  przebiegł w miłej atmosferze, znośnej ciasnocie, przy akompaniamencie płaczu małych dzieci i miłego i słodkiego głosu pierwszego pilota dobiegającego z głośników. Przed nami była perspektywa tułania się po Lizbonie około pierwszej w nocy w celu znalezienia pięknego, acz wysłużonego jachtu ziemi lubelskiej, tj. Roztocza. W samej Lizbonie na lotnisku nie pojawił się, jak to miało miejsce w Warszawie, żaden samotny dziecięcy plecaczek i obyło się bez alarmu bombowego. Sprawnie zapakowaliśmy ciężkie plecaki i własne osoby do taksówek i nie bez problemów znaleźliśmy port. Nasz jacht, omiatany powiewami gorącej bryzy i spowity w noc, spokojnie, kołysząc się na fali pływów, stęskniony, oczekiwał nas przy nabrzeżu.   Mieliśmy spędzić noc na pokładzie, pod gwiazdami… Hmmmm… Czad! 😀 Mnie już od początku się podobało! Tym bardziej, że przezornie w drodze do portu, zaopatrzyliśmy się nieocenione i wyborne portugalskie wina.

SAMSUNG CAMERA PICTURES

Lizbona

Choć już na morzu, otoczeni „mokrą” wodą, to poranek dziwnym trafem obudził nas suchością w gardle… To z pewnością dawało się już we znaki portugalskie gorące słońce. Budziła się nowa załoga Roztocza śpiąca na górnym pokładzie i stara załoga Roztocza, śpiąca w niewygodnych i ciasnych kojach pod pokładem. Z tą tylko różnicą, że my byliśmy na początku wspaniałej przygody, a oni już kończyli. Jeszcze jedną noc mieliśmy spędzić w podwójnej załodze na pokładzie Roztocza. Potem już jacht pozostawał tylko do naszej dyspozycji. W tym momencie chyba czas na odkrycie kart dotyczących całości wyprawy, która połączyła 11 wyjątkowych osób. Załoga nie bez powodu przedstawiała zróżnicowaną, przede wszystkim pod względem wieku, zbieraninę pasjonatów żeglarstwa. Połowa załogi musiała legitymować się wiekiem poniżej 25 lat. Było to podyktowane warunkami formalnymi wspaniałego wydarzenia, którego staliśmy się częścią. The Tall Ship Races, bo o tym wydarzeniu mowa, przyciągnęło do Lizbony największe i najpiękniejsze żaglowce z całego świata! Obok tych największych, spłynęło do Lizbony jeszcze całe mrowie mniejszych jednostek, niosących na swych pokładach rzesze żeglarzy z najprzeróżniejszych zakątków globu. Pod żaglami, przemierzając niezmierzone wody oceanów, przybyli do Lizbony, aby spotkać innych miłośników żeglarstwa i dać wyraz swemu uwielbieniu dla tego pięknego sportu. Choć niejednokrotnie dla tych ludzi, to nie tylko sport, czy hobby, to styl życia! Nie inaczej było z nami. Odwiedziliśmy Lizbonę, aby spotkać wesołych, radosnych ludzi podzielających nasze upodobania. Przybyliśmy do stolicy Portugali, aby bawić się, pić wino, śpiewać szanty! Pragnęliśmy w końcu wypłynąć na otwarty przestwór oceanu i poczuć sól na wargach, chcieliśmy usłyszeć wiatr grający na wantach, wsłuchać się w szum fal i jak zahipnotyzowani patrzeć w śnieżnobiałe żagle. Chcieliśmy żeglować! Dodam tylko, że portugalskie wino świetnie w tym pomagało.

Kilka dni jednak spędziliśmy w Lizbonie, gorącej, zalanej ludźmi, wyjątkowej, acz dla niektórych zbyt przytłaczającej. Oglądaliśmy majestatyczne żaglowce cumujące w lizbońskim porcie. Trzeba Ci bowiem wiedzieć Drogi czytelniku, że nasze 18-metrowe Roztocze wygląda dość mizernie przy wielomasztowych lewiatanach mieszczących pod swymi pokładami kilkuset osobowe załogi. Np.  Amerigo Vespucci ma 101 metrów i mieści 450 osób załogi! Dodatkowo zwiedzaliśmy wąskie uliczki starego miasta, bawiliśmy się do białego rana z innymi żeglarzami z całego świata, a także wylegiwaliśmy się na gorącym piasku plaż. Ale chyba każdy z nas z tęsknotą spoglądał na morze…

SAMSUNG CAMERA PICTURES

Parada żaglowców – Kadyks

Roztocze w tegorocznych regatach The Tall Ship Races brało udział na etapie Lizbona – Kadyks. Jednak przed rozpoczęciem samego wyścigu wzięło udział w niezapomnianej paradzie wszystkich żaglowców i jachtów zgłoszonych do tegorocznego zlotu. Kilkadziesiąt największych i tych mniejszych jednostek, dumnie przedefilowało po redzie lizbońskiego portu, przed tysiącami ciekawskich gapiów zgromadzonych na nadbrzeżach. Płynęliśmy w kawalkadzie najwspanialszych żaglowców świata. Cudownie było się napawać możliwością brania udziału w tym niezapomnianym widowisku. Każdy z nas cieszył się z faktu, że staliśmy się częścią tego wydarzenia. Najmilszy jednak był moment, gdy żagle Roztocza poszły w górę!  Wiatr wypełnił żagle, a dziób naszego jachtu, w końcu mógł zacząć pruć fale! Gdy Roztocze kołysane falą ruszyło kursem na wiatr, w naszych duszach zagrała pieśń radości! O Roztocze! Kiedy wiatr Ci zaczął grać na wantach! Nic tylko krzyczeć z radości… Rozpoczęliśmy rejs w kierunku Kadyksu, które jak się później okazało, było jeszcze piękniejsze niż Lizbona, które miało nam zaoferować jeszcze więcej atrakcji i sprawić jeszcze więcej radości.

Odcinek rejsu z Lizbony do Kadyksu obfitował w przeróżne wydarzenia. Płynęliśmy pchani silnym wiatrem, aby po jakimś czasie stanąć w miejscu na gładkiej jak powierzchnia lustra tafli Oceanu Atlantyckiego. Ponieważ jednak flauta (cisza na morzu spowodowana brakiem wiatru) nam niestraszna, posmakowaliśmy oceanu urządzając sobie na jego środku ochładzającą i orzeźwiającą ducha i ciało kąpiel. Tak ,tak! Gdy woda spokojna, a na horyzoncie nie widać lądu, niestraszne nam rekiny! Pluskaliśmy się beztrosko wokół Roztocza, czekając na zbawienny wiatr. Żar lał się z nieba, gdy załoga Roztocza oddawała się uciechom na jego pokładzie. Lecz codzienność na jachcie to nie tylko słodka zabawa, to także ciężka praca przy żaglach i przy zachowaniu na jachcie czystości i porządku. Na szczęście pogoda
i ocean rozpieszczały nas warunkami, a załoga wywiązywała się ze swych obowiązków wzorowo. Nawet wachta kambuzowa (jachtowe kuchciki) serwowała pierwszorzędne posiłki, w bądź co bądź, trudnych warunkach ciasnego kambuza (jachtowa kuchnia).  Tak upłynęło nam kilka dni, a wiatr, który raz po raz wzmagał się lub słabł, doprowadził nas do Kadyksu. Sprawne ręce załogantów Roztocza doprowadziły go cało i zdrowo do malowniczego portu południowej Hiszpanii, gdzie czekały już na nas roztańczone w ognistym Flamenco, równie ogniste hiszpańskie dziewczyny i ogorzali w andaluzyjskim słońcu przystojni Hiszpanie (ci oczywiście czekali na nasze załogantki). Choć zmęczeni po nocnych wachtach na pokładzie Roztocza,  z dłońmi zniszczonymi od ciężkiej pracy na olinowaniu naszego dzielnego jachtu, na nowo nabraliśmy sił do czerpania z życia pełnymi garściami! Tym bardziej, że w tle naszych przeżyć na nowo pojawiło się wyborne wino, tym razem hiszpańskie!

SAMSUNG CAMERA PICTURES

Gdzieś na Atlantyku

Drogi czytelniku, brak tu miejsca, aby opisać wspaniałości Kadyksu. Lecz odwiedź go koniecznie, a uraczy Cię gorącym słońcem, smakiem owoców morza, gorącym piaskiem malowniczych plaż, majestatem zabytkowej architektury i uśmiechem sympatycznych ludzi! A co u załogi Roztocza? Nudy! Ciągle tylko śpiew i zabawa. Kończył się dla nas etap The Tall Ship Races i kończył się dla nas udział w tych wielkich regatach, lecz bynajmniej nie kończyła się przygoda. Korzystaliśmy do woli i do utraty tchu z zabaw i przyjemności oferowanych nam przez organizatorów The Tall Ship Races, a wspaniałe dziewczyny i kobiety, które stanowiły połowę składu załogi Roztocza wymyśliły coś jeszcze, co upiększyło i urozmaiciło pobyt w Kadyksie: nawinianie! Jest to permanentne wprawianie się w błogi nastrój, przy pomocy niewielkich, acz systematycznie przyjmowanych dawek słodkiej ambrozji oferowanej przez hiszpańską ziemię, a mam tu na myśli Sangriję.  Proponuję spróbować! Może to być idealny sposób, aby w polskich warunkach doświadczyć trochę hiszpańskiego słońca, w zaciszu domowym. Podsumowując zatem pobyt w Kadyksie: złote plaże, gorące słońce, zimna woda oceanu, śpiew, śmiech i nawinianie! Nie myśleliśmy o problemach, cieszyliśmy się życiem, żyliśmy chwilą i wyczekiwaliśmy kolejnych przygód!

Gibraltar – malutki skrawek Wielkiej Brytanii wciśnięty między Hiszpanię, a kontynent afrykański, oblewany przez wody Oceanu Atlantyckiego i Morza Śródziemnego. Wielki kawał skały o strategicznym znaczeniu będący kością niezgody między Hiszpanią, a Anglią. Ale nie o tym… Kto by myślał o polityce, gdy wokół ciebie rosną pomarańcze, po drzewach skaczą małpy, a polskie dziewczyny dalej się nawiniają! Pozostawię Tobie czytelniku odkrywanie dobrodziejstw egzotycznego Gibraltaru, który stał się kolejnym przystankiem naszego rejsu. Skupię się natomiast na czymś innym. Ja, w swej skromnej osobie, doznałem na Gibraltarze rzeczy cudownej w swej prostocie. Osiągnąłem stan spełnienia. Zobaczyłem „coś” co wypełniło mnie nieopisaną radością i spokojem. Stan ten okazał się krótkotrwały i ulotny, ale piękny… Myślę, że wtedy, na Gibraltarze o poranku, o wschodzie słońca, po nocy spędzonej na oceanie, gdy nasz jacht stał już zacumowany w porcie, poczułem szczęście. W promieniach wschodzącego słońca zobaczyłem wtedy… Nie! Nie powiem. To moje szczęście. A Ty czytelniku znasz swoje szczęście? Jeśli nie, to szukaj swego szczęścia! Jak szukali go podczas rejsu na Roztoczu jego załoganci. To jest to, co daje nam żeglarstwo. A daje nam radość, daje nam chwile szczęścia. Postrzegam to właśnie w ten sposób i myślę, że moi przyjaciele z Yacht Clubu Politechniki Lubelskiej pływający po morzach i oceanach świata, podzielają moje zdanie. Więc Czytelniku żegluj! Nie bój się i wypłyń!

SAMSUNG CAMERA PICTURES

Kadyks

Morskie przygody rzuciły nas z Gibraltaru do Ceuty – hiszpańskiej enklawy w Afryce. Stopy nasze dotknęły ziemi afrykańskiej i po raz kolejny poczuliśmy skwar śródziemnomorskiego słońca. Wypad ten był króciutki, ale na koncie mamy za to zaliczony rejs do Afryki. Prawdziwe atrakcje zaczęły się dopiero w drodze powrotnej z Afryki do Portugalii. Gdy przechodziliśmy Roztoczem Cieśninę Gibraltarską wiał mocny wiatr. Poczuliśmy po raz kolejny smak żeglarstwa. Radość z obcowania z oceanem podzieliły z nami tym razem delfiny. Jak dar Neptuna pojawiły się znienacka i przyjęły nasze ukochane Roztocze jako towarzysza zabaw. Smukły kadłub Roztocza wśród spienionych wód Cieśniny Gibraltarskiej stał się dla nich obiektem godnym uwagi i zapragnęły zabawić się z nim w szaleńczym wyścigu. Kilkanaście pięknych i szybkich delfinów przyłączyło się do nas i radowało nasze oczy i serca zapierającym dech w piersiach widokiem. Płynęły „ramię w ramię” z pędzącym pod pełnymi żaglami Roztoczem, wyczyniając w wodzie „małpie figle”! A załoga Roztocza, jak małe dzieci, entuzjastycznie zachęcała je gromkimi okrzykami do zdwojenia wysiłków… I kto wie? Może zrozumiały… Ponoć delfiny są ponadprzeciętnie inteligentne. Mnie osobiście wydawało się, że słyszały nasz śmiech i okrzyki, ponieważ ich podwodne harce wydawały się potęgować. Radości naszej nie było końca! Delfiny prawdziwie zaprzyjaźniły się z Roztoczem i opuściły nas dopiero po kilkudziesięciu minutach, pozostawiając załogę w cudownym nastroju.

DCIM100GOPROG0016453.

Lagos

Przesłodko? A to jeszcze nie koniec. Wygoogluj Drogi czytelniku klify Lagos, a zobaczysz czego jeszcze doświadczyliśmy! Pławiliśmy się bowiem w lazurowych wodach wybrzeży Portugali, u wrót pięknego portu Lagos. Roztocze stanęło tam na kotwicy, aby u kresu naszej podróży, po raz kolejny, wprawić nas w słodki nastrój. Miłośnicy oceanicznych kąpieli dostąpili tam zaszczytu podziwiania piękności wybrzeża Portugali pływając w odmętach Oceanu Atlantyckiego. Kąpaliśmy się tam do woli, łagodząc spiekotę lata w chłodnej atlantyckiej wodzie. Na główkę, na bombę, jak kto woli. Z pokładu Roztocza skakaliśmy do wody, znowu czując się jak dzieci. Niestety, nieubłaganie zbliżał się już koniec naszej morskiej wędrówki. Koniec uciech pod Lagos oznaczał nieubłagany powrót do Lizbony i powrót do polskiej codzienności.

SAMSUNG CAMERA PICTURES

Klify Lagos

W drodze powrotnej z Lagos do Lizbony na twarzach załogantów Roztocza pojawiał się już nostalgiczny smutek. Kiedyś przecież trzeba było powrócić do rzeczywistości. Pochłanialiśmy więc ostatnie chwile wolności, gdy Roztocze zataczało krąg płynąc kursem na Lizbonę. Wspaniały urlop dobiegał końca i nawet niekończący się proces „nawiniania” i ostatnie kolacje złożone z przepysznych owoców morza, nie były w stanie odwlec w czasie nieuchronnego powrotu.

Najpiękniejsze w tej podróży nie były jednak delfiny, Skała Gibraltaru, plaże Kadyksu, ani wąskie uliczki Lizbony. Najpiękniejsza była… Wróć! Najpiękniejsza jest! Przyjaźń, która zrodziła się między załogą pod żaglami Roztocza. I to jest według mnie esencja żeglarstwa: przyjaźń i pasja, które łączą ludzi. A Yacht Club Politechniki Lubelskiej pozwala nam dzielić pasję i tworzyć nierozerwalne więzy przyjaźni!

P.S. Okazuje się, że niektóre polskie ośrodki SPA, oferują już zabiegi relaksacyjne połączone z „nawinianiem”. Winne okłady, winne maseczki, winne degustacje…

 

Maciek Karbowniczek